15.10.2012

Fire Burn

"Disy to są dziś, disy są dla chamstwa, disy są dla chamstwa i są dziś..". - jak nawinął znany raper z Warszawy i to właśnie w Warszawie w galerii V9 podczas wernisażu Ghosts Become Real publicznie spalono album POLSKI STREET ART. Zgadzam się, że album jest bardzo nierzetelny, momentami zakrawa o science fiction. Wiem jak działa psychologia tłumu i alkohol na chłopców z napompowanym ego, ale....sytuacja w której, zamiast merytorycznej dyskusji, pali się książki, wzbudza we mnie negatywne odczucia, przeraża mnie i żenuję.

FOTO: SOSM.PL

Dziś na stronie Fundacji Sztuki Zewnętrznej  pojawiło się oświadczenie wydawców albumu, pojawiło się też zdjęcie na profilu Marcina Rutkiewicza na którym oznaczył większość zainteresowanych, jednak po krótkim czasie oświadczenie i zdjęcie zostały usunięte...

Prezentujemy wam oryginał oświadczenia, w naszym mniemaniu wnosi wiele do sprawy, usunęliśmy jedynie personalia, bo to nam się trochę źle kojarzy:) 

PIERWSZA WERSJA  OŚWIADCZENIA FUNDACJI SZTUKI ZEWNĘTRZNEJ :

W piątek, 12. października 2012. r w Warszawie, podczas dwóch otwartych jednocześnie wystaw można było zobaczyć efekty naszych dokonań z ostatnich kilku lat.  W Muzeum Sztuki Nowoczesnej pokazano nasze fotomontaże i zdjęcia z albumu "Polski outdoor" (link do darmowego pdfa tej publikacji  TUTAJ). Kilometr dalej, w prowadzonej przez fundację Vlepvnet galerii v[9] publicznie spalono nasz nagrodzony Piórem Fredry 2010 album "Polski street art".
 

Przy pewnej dozie dobrej woli spalenie egzemplarza naszej publikacji podczas otwarcia wystawy kolektywu GBR (Ghosts Become Real) w galerii v[9] można byłoby uznać jedynie za wyrazisty gest krytyczny pod adresem naszego sposobu patrzenia na sztukę uliczną w Polsce.

Niemniej, palenie książek jako forma dialogu z oponentami budzi bardzo, bardzo złe skojarzenia i nie wierzymy, aby tak przedstawiciele fundacji Vlepvnet, jak i artyści biorący udział w wystawie nie wiedzieli, do jakich tradycji nawiązują.  Powiedzmy to zresztą na głos: inkwizycja, konkwista, stalinizm, maoizm, faszyzm. To jest porażające.

Optymistyczne jest natomiast to, że jako autorzy znaleźliśmy się w naprawdę doborowym towarzystwie i że historia nieodmiennie i bez wyjątku przyznaje rację tym, których nazwiska są na okładkach palonych książek, a nie tym, którzy je palą.

Zachęcamy do lektury i krytyki naszej nowej publikacji (najlepiej w tej właśnie kolejności) "Polski street art 2 / Między anarchią a galerią", która dostępna jest już w księgarniach. Zapraszamy na oficjalną premierę w najbliższy czwartek. Dla szczególnie zainteresowanych, meandry całej tej historii opisujemy poniżej.

Elżbieta Dymna i Marcin Rutkiewicz
Fundacja Sztuki Zewnętrznej

www.polskistreetart2.blogspot.com
www.40bema.blogspot.com
www.graffitiwpolsce.blogspot.com
www.polskistreetart.blogspot.com
www.polskioutdoor.blogspot.com


******

Pięć lat temu (2007), w odruchu sprzeciwu, postanowiliśmy zająć się jakością przestrzeni publicznej w Polsce. Porzuciliśmy dotychczasowe zajęcia, założyliśmy stowarzyszenie MiastoMojeAwNim.pL i skoncentrowaliśmy się na dwóch zjawiskach z przeciwnych krańców skali doznań estetycznych: na inwazji reklam (tzw. outdoor) i na polskim street arcie. Pierwsze chcieliśmy ograniczyć, na drugie zwrócić uwagę i zdjąć z niego odium chuligaństwa i wandalizmu.

Zbiegiem okoliczności, efekty naszych dokonań w obu tych dziedzinach można było oglądać na dwóch wystawach otwartych dokładnie tego samego dnia. Czemu efekty naszych działań w obu tych obszarach są tak różne? Oto wyjaśnienie:

Rozpoczynając działalność byliśmy całkowitymi laikami, zwróciliśmy się więc o pomoc do specjalistów. W dziedzinie ładu przestrzennego byli to architekci i urbaniści, w dziedzinie sztuki ulicznej jedyną i oczywistą opcją był Vlepvnet.

Urbaniści i architekci wsparli nas merytorycznie swoją wiedzą i doświadczeniem, a także ofiarowali naszemu stowarzyszeniu kwotę, która pozwoliła na opracowanie, wydanie i darmową dystrybucję "Polskiego  Outdooru" wśród blisko tysiąca  decydentów w kraju. Jeszcze raz dziękujemy.

1. Polski street art część 1 (2010)

W 2009 r., po spotkaniu w gronie: XXXXXXX, XXXX "XXX XXXXX" XXXXXXXXXXX, XXXXXXX "XXXXXX" XXXXXXXXXXX, podczas którego zaproponowaliśmy wspólne wydanie publikacji poświęconej polskiemu street artowi, w rozmowie telefonicznej przedstawiono nam poziom oczekiwań finansowych grupy. Wynagrodzenie za pomoc merytoryczną i udostępnienie archiwum zdjęć Vlepvnetu wynosić miało 20 tys. zł. Taką kwotę honorarium autorskiego wpisaliśmy do wniosku o dotację na ten cel, złożonego w MKiDN. Wniosek został odrzucony.

W kolejnym roku postanowiliśmy zająć się sprawą sami. Założyliśmy Fundację Sztuki Zewnętrznej, zredukowaliśmy honorarium autorskie do rozsądnej wysokości i wniosek został przyjęty. Ponieważ (co wszystkim jest wiadome) byliśmy osobami spoza środowiska, a telefonów i adresów ulicznych twórców nie można było znaleźć w tamtym czasie tak łatwo w internecie, ponownie zwróciliśmy się do Vlepvnetu z prośbą o pomoc: o zdjęcia prac kolektywu Massmix i jego poszczególnych członków (dla niezorientowanych: Massmix to grupa artystyczna tworzona w całości przez członków kolektywu Vlepvnet), a także o numer telefonu do XXXXX, który akurat miał w prowadzonej w tamtym czasie przez Vlepvnet galerii Viuro wystawę. Zdjęcia otrzymaliśmy, niestety, nasz rozmówca z Vlepvnetu akurat nie miał numeru do XXXXX w telefonie i w ogóle nikt z nich go akurat nie miał, ani w tym momencie, ani kilka dni później. To wyjaśniało sytuację i możliwy zakres współpracy.

Efektem naszej fascynacji polskim street artem, chęcią jego spopularyzowania i posiadanej podówczas wiedzy o nim był doskonale znany wszystkim album. Zrobiliśmy to najlepiej, jak w tamtym czasie potrafiliśmy. Wszyscy artyści znali koncepcję publikacji i wiedzieli, że będzie to pozycja popularna, adresowana do empików. Wszyscy artyści (oprócz XXXXX) mieli wgląd w kształt poświęconych im sekcji, niektórzy dość znacznie je zmieniali. Po czasie, poznając lepiej historię tej dziedziny sztuki w Polsce zrozumieliśmy, że na okładce tej książki powinien znaleźć się Lenin Dariusza Paczkowskiego, obraz ikoniczny dla polskiego street artu. Taka właśnie jest okładka drugiego wydania.

Na ile ta publikacja spełniła swoje zadanie, widać dziś za oknem i w mediach. Brak do dnia dzisiejszego merytorycznego, krytycznego albumu, podsumowującego ten obszar twórczości, przygotowanego przez kompetentne osoby Z WEWNĄTRZ świata graffiti/street artu, adresowanego DO ŚRODOWISKA twórców i osób zainteresowanych rzetelnym pogłębieniem swojej wiedzy na ten temat z takiej właśnie perspektywy, jest w naszej ocenie wstydem fundacji Vlepvnet i widomym symbolem jej impotencji w tej konkretnej kwestii. Mieli w ręku naprawdę wszystkie karty: wiedzę, szacunek środowiska, kontakty, archiwa zdjęć, przychylność mediów i umiejętności techniczne. My nie mieliśmy nic. W pewnym sensie rozumiemy ich obecne emocje w stosunku do nas.

2. Polski street art część 2 (2012)

Ten album również jest odzwierciedleniem naszej obecnej wiedzy o zjawisku i (co tu kryć) osobistych upodobań. Ocenicie go sami, jest już dostępny w księgarniach. Zapraszamy wszystkich na oficjalną premierę. Nie o tym będzie tu mowa. Już zanim książka stanęła na półkach, w dyskusjach internetowych pojawiły się dwie kwestie wymagające wyjaśnienia.

Po pierwsze: pieniądze, którymi tuczymy się, korzystając z dorobku artystów.
Przychody z realizacji zadania (czyli całkowite wpływy ze sprzedaży nakładu) są elementem finansowania jego kosztów: przygotowania, druku, promocji, honorariów autorskich, etc. Dotacja z ministerstwa pokrywa brakującą część środków. Tak, tak, to działalność deficytowa i obarczona sporym ryzykiem finansowym (konieczność zwrotu dotacji w przypadku nie zrealizowania zaplanowanych wpływów, czyli sprzedaży CAŁOŚCI NAKŁADU, do końca roku kalendarzowego, w którym dotacja została udzielona). Być może dlatego nikt inny tego nie robi. Wątpiącym polecamy sprawdzenie sposobu funkcjonowania tego mechanizmu i jego realiów finansowych choćby w fundacji Vlepvnet, korzystającej z wielu podobnych dotacji, np. z budżetu promocyjnego piłkarskich mistrzostw Euro 2012.

Po drugie: prawa do zdjęć.
Te, które przekazali nam artyści, nie budzą wątpliwości. Problemem są te, które wykonaliśmy we własnym zakresie. Pytanie brzmi: na jakich zasadach można publikować i wykorzystywać w odpłatnych wydawnictwach zdjęcia prac artystów bez ich wiedzy. Oto odpowiedź:

Prawo autorskie (ustawa z 4 lutego 1994 r. tekst jednolity z 2006 r.)
Art. 33.
Wolno rozpowszechniać:
1) utwory wystawione na stałe na ogólnie dostępnych drogach, ulicach, placach lub w ogrodach, jednakże nie do tego samego użytku
2) utwory wystawione w publicznie dostępnych zbiorach, takich jak muzea, galerie, sale wystawowe, lecz tylko w katalogach i w wydawnictwach publikowanych dla promocji tych utworów (...)

Nasz album jest bez wątpienia takim wydawnictwem.

Jedyne zastrzeżenia dotyczące publikacji prac swojego autorstwa wyraził tydzień temu internauta XXXXX XXXXXXXX, prawdopodobnie członek graficiarskiego kolektywu GBR, podczas wystawy którego spalono w piątek naszą książkę. Rzecz dotyczyła poprzedniej, świetnej wystawy kolektywu GBR, God Bless Revange, która miała miejsce w prowadzonej przez fundację Vlepvnet galerii v[2] w r. 2010 i prezentowała prace ANONIMOWYCH (tak oficjalnie, jak i dla nas) artystów. Wystawa była dostępna dla wszystkich, nie istniał zakaz wykonywania zdjęć, robiło je mnóstwo osób, my robiliśmy je w obecności organizatora wystawy (Miesto).


Dodatkowo, zdjęcie z dokładnie tej samej wystawy opublikowane zostało w naszej o rok wcześniejszej książce "Graffiti w Polsce", w rozdziale poświęconym historii Vlepvnetu i nikt z jego członków nie zgłaszał w późniejszych rozmowach jakichkolwiek zastrzeżeń wobec tego faktu. Ani w świetle paragrafów, ani zwyczajowych norm postępowania nie mamy więc sobie nic do zarzucenia.

Zachęcamy teraz do zapoznania się z naszym nowym albumem, bo "Polski street art 2" to niestety  najlepsza publikacja o polskim street arcie od czasów "Polskiego street artu". Shame on you.

MR & ED

PS.
Bierz go, pUHdelku, bierz go!



Skrócona, druga i oficjalna wersja do sprawdzenia TU

Czekamy zatem na premierę POLSKI STREET ART cz. 2 / MIĘDZY ANARCHIĄ A GALERIĄ 
Lepszej promocji autorzy nie mogli sobie wymarzyć, spoglądamy z pozytywnym nastawieniem, a nóż będzie to bardziej udana publikacja.... 

Czekamy też na oświadczenie V9 w tej sprawie :)

EDIT :
17.10.2012

Jest i oświadczenie V9:

Ziemianie! Przybywamy w Pokoju!
Oświadczamy niniejszym, że Marcin Rutkiewicz kłamie oświadczając w swoim oświadczeniu, że w V9 na wystawie Ghosts Become Real doszło do publicznego spalenia jego książki. Fakt taki nie miał miejsca. Marcin nie był na wystawie, a tylko zobaczył jedno zdjęcie w internecie i na jego podstawie coś tam sobie uroił. Publiczne wypowiadanie się na temat wystawy i instalacji artystycznej, których się nie widziało jest świetnym przykładem niekompetencji, oraz powierzchownego i grubiańskiego traktowania sztuki, w czym Fundacja Sztuki Zewnętrznej specjalizuje się nie od dziś. Oświadczamy jak było na prawdę: album spłonął sam, prawdopodobnie ze wstydu, że jest taki beznadziejny. Ghost Become Real prezentuje dosyć radykalne podejście do sztuki
publicznej, a jako, że nie mamy w zwyczaju cenzurowania prac
zaproszonych artystów, w tym przypadku też nie robiliśmy wyjątku.

Oświadczamy też, że V9 otwarte jest od wtorku do niedzieli między 12 i 22, można sobie przyjść i obejrzeć całą wystawę, Marcin!


2 komentarze:

  1. Dla mnie cała ta kłótnia jest bez sensu! a v9 trochę traci kontakt z rzeczywistością ;) plequ

    OdpowiedzUsuń
  2. wow! SZACUN!!!za ogarnięcie oryginału :)
    co do całej sprawy, to wydaje mi się, że te głosy sprzeciwu wynikają z jakiś kompleksów.Stawiam, że najgłośniej krzyczą ci, którzy się nie załapali do tego albumu:)
    pik one

    OdpowiedzUsuń